Wielka Pętla Wielkopolski

http://www.wielka-petla.pl

Czartery na Wielkiej Pętli Wielkopolski to świetna alternatywa dla zatłoczonych szlaków wodnych Krainy Wielkich Jezior Mazurskich. Największą zaletą jest świetna przepływowość kierunkowa rzek: Noteć i Warta oraz łączący je kanał Warta-Gopło. Wielka Pętla Wielkopolski to niesamowite miejsce do uprawiania turystyki wodnej, rejsów po Warcie czy Noteci. Region ten daje możliwości korzystania z wielu atrakcji, zobaczenia wielu ciekawych miejsc oraz umożliwiający obcowanie w otoczeniu pięknej przyrody w trakcie rejsu na Wielkiej Pętli Wielkopolski. Szlak ten, liczący blisko 700 km, przebiega przez takie miejscowości województwa wielkopolskiego, jak: Ślesin, Konin, Pyzdry, Śrem, Poznań, Oborniki, Wronki, Sieraków, Międzychód, Krzyż Wielkopolski, Wieleń, Drawsko, Czarnków, Ujście. Przebiega również przez teren województw lubuskiego i kujawsko-pomorskiego. Poprzez połączenie z rzeką Odrą, jej dopływami i kanałami łączącymi ją z drogami wodnymi Brandenburgii, Wielka Pętla jest skomunikowana z zachodnią Europą, a poprzez Kanał Bydgoski, Wisłę i inne rzeki Drogi Wodnej E-70 aż z Kaliningradem. Rozwijająca się bardzo szybko infrastruktura turystyczna (mariny, agroturystyki itp.) daje temu szlakowi niesamowity klimat do wypoczynku. Szlak posiadający ponad 20 śluz, jazów może być dużą atrakcją dla turystów poszukujących ciekawych rozwiązań techniczno-architektonicznych. Rejs Wartą i czarter jachtu na Wielkiej Pętli Wielkopolski jest jednom z atrakcyjniejszych form wypoczynku w zachodniej Polsce.

Chcąc poznać przewodnik km po km zapraszamy do odwiedzenia wersji elektronicznej przewodnika w jaki jest wyposazony każdy nasz jacht:


https://issuu.com/wlkp/docs/wot_01_nawigacyjny_pl_prev

Poniżej zdjęć polecamy nasz artykuł relacjonujący rejs po całej Wielkiej Pętli Wielkopolski

 

REJS PO WIELKIEJ PĘTLI WIELKOPOLSKI

Wielka Pętla Wielkopolski – to około 700 km do pokonania w dwa tygodnie, 50 km dziennie, 28 śluz, mocno zarośnięte odcinki Noteci, Kanału Bydgoskiego i Górnonoteckiego, płycizny na Warcie, kilkanaście jezior, infrastruktura od mocno rozwiniętej do warunków prawie dziewiczych. Należy zwrócić uwagę, że planowanie rejsu rozpoczęło się jeszcze w zeszłym sezonie wodniackim, równocześnie, kiedy urealniały się plany związane z uruchomieniem wynajmu łodzi motorowych bez uprawnień na Wielkiej Pętli Wielkopolski i Odrze w projekcie: WEEKENDNAWODZIE.PL. Plany te były związane mocno z chęcią propagowania wypoczynku na wodzie na tych akwenach. Zawsze, kiedy oglądałem programy opowiadające o podróżach na barkach po rzekach zachodniej Europy bez jakichkolwiek obostrzeń i uprawnień chciałem żeby w Polsce też tak było. Zarys planów stał się realny dzięki wykorzystaniu w projekcie najbardziej pasującej na te akweny konstrukcji jachtu WEEKEND 820 wykonywanej przez firmę ARGO YACHT oraz zmian w przepisach prawnych. Okazało się, że wieloletnie doświadczenie wodniackie właściciela tej stoczni a naszego przyjaciela Krzysztofa pomogło przewidzieć, że jacht na polskie rzeki nie powinien przekraczać 35 cm zanurzenia i niski stan wody nie dyskwalifikuje naszych pomysłów. Dlatego pomimo wielu defetystycznych opinii o niemożliwości płynięcia, 17 lipca zwodowaliśmy jachty w marinie w Międzychodzie, a Przystań w Chorzępowie była miejscem rozpoczęcia wyprawy obmyślanej przez wiele miesięcy. Zgodnie z planami stawiły się załogi z 6 jachtami jak zwykle niesamowicie przyjęci przez gospodarzy Przystani Chorzępowo, (dlatego nie można mieć wątpliwości o zasadności przyznania ich kawałkowi lądu tytułu „Przyjazny Brzeg”). Pięć jachtów WEEKEND 820, jeden DELFIN oraz 15 osób w sobotni poranek rozpoczęło rejs WPW – 2015.
W pierwszym dniu założyliśmy etap ok. 70 km rzeką Wartą z prądem do Santoka. Jak już wspominałem płynięcie po tej rzece przy zastanym poziomie wodnym wymagało koncentracji i ciągłego „czytania wody” celem wypatrywania ukrytych przeszkód. Rzeka na tym odcinku z początku otoczona jest lasami, jednakże zmierzając z prądem w stronę granicy województw: wielkopolskiego z lubuskim brzegi zaczynają otaczać łąki. Oprócz miast Międzychód i Skwierzyna rzeka wiedzie poprzez tereny niezurbanizowane, co daje przyjemność obcowania z naturą. Płynąc w tym dniu nie mogliśmy sobie odmówić dobicia na 99 km Warty do nabrzeża Hotelu i Restauracji „Dom Nad Rzeką” w Skwierzynie, gdzie z opinii przekazywanych przez wodniaków trzeba skosztować zupę rybną. Po zjedzeniu tam obiadu trzeba podkreślić, że pozytywne oceny były jak najbardziej uzasadnione.
Pomimo dobrze rozleniwiającej przerwy obiadowej wieczorem udało nam się dotrzeć do Santoka w miejsce gdzie Noteć łączy się z Wartą. Miejscowość nieduża, ale urocza z fajnymi sanitariatami, choć nabrzeże jest bardziej przystosowane do barek niż jachtów turystycznych.
W drugim dniu rozpoczęliśmy wyprawę pod prąd Noteci, co było odczuwalne w prędkości płynięcia i zużyciu paliwa. W tym dniu zakładaliśmy dopłynięcie do Krzyża i przejście pierwszej śluzy jednakże z uwagi na pogodę, późniejsze wypłynięcie oraz płynięcie pod prąd udało nam się dotrzeć tylko do Drezdenka. Dzięki uprzejmości Pana Jarka zarządzającego bazą RZGW mieliśmy możliwość bezpiecznego zatrzymania się na nocleg, uzupełnienia wody oraz paliwa, za co po całodniowym płynięciu byliśmy bardzo wdzięczni i zadowoleni ze spotkania pozytywnie nastawionych do wodniaków ludzi. Następnego dnia wypłynęliśmy wcześniej mając świadomość pokonywania przeszkód w postaci kilku śluz niestety bez jachtu Delfin, który ze względów technicznych wycofał się z dalszego rejsu. W tym dniu zaplanowaliśmy dopłynięcie do Czarnkowa, co było powiązane z pokonaniem 7 śluz. Największym pozytywem dzisiejszego dnia było spotkanie bardzo sympatycznych pracowników obsługujących śluzy. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że tak mała miejscowość jak Wrzeszczyna chce być postrzegana na mapie turystycznej Noteci i pomimo ograniczonych możliwości otworzyła się na wodę wykonując miejsce postojowe przy rzece. Po drodze ominęliśmy jedną z trzech najfajniejszych marin na Noteci, jaką jest Yndzel Drawsko, co było dla mnie bardzo przykre biorąc pod uwagę fakt, że nie mogłem przedstawić kolegom bosmana Ryszarda zarządzającego tą przystanią. Jednakże wygrała kalkulacja czasu płynięcia kolejnych etapów jak i również planowany postój w marinie w Czarnkowie. Udało się tam dotrzeć późnym popołudniem z dużą tęsknotą za perłą regionu w postaci piwa Czarnkowskiego, które jest łatwo i trudno dostępne (sklep firmowy oddalony o ok. 100 m od mariny, ale niestety jest wcześnie zamykany). Pozytywnym podsumowaniem fajnego dnia było spotkanie przyjacielskiego bosmana Zdzisia oraz możliwość skorzystania z bardzo dobrej jak na warunki polskie infrastruktury Mariny Czarnków.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od uzupełnienia zapasów spożywczych oraz uzupełnienia paliwa na stacji benzynowej, która na szczęście jest niedaleko mariny, a na koniec odwiedziliśmy wspomniany wcześniej sklep firmowy, który tym razem był otwarty i umożliwił nam radość zakupów. Pomimo przyjaznego portu trzeba było oddać cumy i wyruszyć w kolejny etap mając świadomość dużych odległości do pokonania i trochę słabo rozwiniętej infrastruktury turystycznej na tym etapie. Po pokonaniu 4 śluz i spotkaniu kolejnych pozytywnych śluzowych udało nam się dotrzeć do pięknie położonego w ujściu rzeki Gwdy do Noteci miasta Ujście. Ładnie położonego i próbującego rozwijać ofertę turystyczną, jednakże nie zdecydowaliśmy się tam pozostać i postanowiliśmy po przerwie płynąć dalej. Chcieliśmy jeszcze pokonać trochę kilometrów, żeby w następnym dniu zwiększyć szanse dotarcia do nowej mariny w Nakle nad Notecią. Po wyruszeniu z Ujścia zaczęły w przeciwieństwie do płycizn na Warcie doskwierać nam problemy z płynącą roślinnością w rzece tworzące zielone dywany wkręcające się w śruby oraz zapychające układy chłodzenia. Po niedługim czasie spotkaliśmy na szlaku jednostkę „Łosoś” koszącą te rośliny przy powierzchni wody, ale w naszym odczuciu bez efektu pozytywnego. Płynąc Notecią tym odcinkiem krajobraz brzegowy jest dość jednostajny, składający się głównie z łąk. I tak oto wieczorną porą po wcześniejszym spotkaniu się z ulewą oraz niesamowitą ilością końskich much znaleźliśmy miejsce postojowe służące za bazę wędkarską w Nowym Mieście Krajeńskim. Pomimo braku rozwiniętej infrastruktury miejsce to można określić, jako przyjazne, choć poza pomostami i miejscem na ognisko niezapewniające nic więcej. Jako ciekawostkę należy wspomnieć o napisie na bramie hangaru farbą w 3 językach razem z nr. telefonów, a mianowicie: Help, Hilfe, Pomoc. Pomysłowość ludzka nie zna granic. Poranek w tym miejscu można było przyrównać do słów utworu pewnej kultowej kapeli: „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy słońce….”
Po śniadaniu i porannej rzecznej kąpieli dzieci uczestniczących w rejsie wyruszyliśmy w stronę wspomnianego wcześniej Nakła nad Notecią. Niestety w ten piękny poranek dotarła do nas zła wiadomość, po wczorajszych nawałnicach w okolicach Pakości przewróciły się drzewa i zablokowały szlak oraz śluzę, nie tylko uniemożliwiając naszym przyjaciołom ze Śremu płynącym od Ślesina spotkanie z nami w Nakle, ale postawiło również znak zapytania dla naszych planów i założeń. Jednakże podbudowani piękną pogodą postanowiliśmy nie myśleć, co będzie i kontynuowaliśmy rejs. Pomimo niezbyt ciekawych brzegów tego odcinka, atrakcje były w sferze architektonicznej. Pierwszą ciekawostką tego dnia była unikatowa w skali europejskiej śluza ziemno – faszynowa w Krostkowie, natomiast drugą była śluza z bramą kładącą się na dnie. Oba rozwiązania są tym bardziej zdumiewające, że zostały stworzone na początku XX wieku i do dziś funkcjonują. Wczesnym popołudniem dopłynęliśmy do nowoczesnej mariny w Nakle nad Notecią. Infrastruktura tam stworzona jest na europejskim poziomie umożliwiająca spełnienie potrzeb załóg i łodzi. Przebywanie w porcie Nakło umożliwiło nam uzupełnienie zapasów i przygotowanie się na kolejne etapy rejsu. Nakło nad Notecią było kolejnym miejscem, w którym spotkaliśmy pozytywnie nastawionych wodniaków a dla nas oznaczało możliwość przetestowania bazy gastronomicznej miasta i odpoczynku od oferty jachtowych kambuzów.
Nadal napływają wiadomości, że śluza i szlak na Noteci Górnej są ciągle niedrożne. Przed nami do pokonania Kanał Bydgoski, Górnonotecki, Gopło, Ślesin, Konin, kolejny odcinek Warty oraz wielka niewiadoma czy szlak wodny zostanie otwarty?

Będąc prawie na półmetku wyprawy, wyruszaliśmy z Nakła nie wiedząc do końca, dokąd w tym dniu dotrzemy, jakie będą warunki na Kanale Górnonoteckim, oraz kiedy otworzą szlak. Jednym z wariantów było odwiedzenie Bydgoszczy, jednakże okazało się, że śluza Miejska w Bydgoszczy ma opóźnione oddanie do użytku po remoncie i wyprawa tylko do obrzeży miasta nie ma sensu.
Płynięcie Kanałem Bydgoskim przypominało jazdę autostradą z wyjątkiem kilku miejsc gdzie nawałnice przewróciły drzewa częściowo blokując drogę. Dużą niespodzianką jest moment dopłynięcia do skrzyżowania Kanału Bydgoskiego z Kanałem Górnonoteckim przypominającą skrzyżowanie autostrady z drogą lokalną. Po wpłynięciu w dużo węższy kanał dopłynęliśmy do śluzy Lisi Ogon gdzie okazało się, że nasze pięć Weekendów 820 na zakładkę idealnie mieści się na jedno śluzowanie. Już za pierwszymi śluzami zauważyliśmy dużą ilość pływającej przy powierzchni wody roślinności, co było wynikową dalszych prób walki RZGW z roślinnością. Spotkaliśmy tego dnia pracowników RZGW na kosiarce, jednakże znów nie dostrzegliśmy różnicy w komforcie płynięcia przed i po koszeniu. Po niełatwym etapie przebiegającym przez piękne głusze leśne oraz w wielu miejscach odcinki kanału wyściełane dywanami roślinności wodnej dotarliśmy do śluzy Antoniewo. Z uwagi na późne godziny popołudniowe udało nam się jeszcze prześluzować, jednakże otrzymaliśmy informację, że nie mamy szansy na śluzowanie tego dnia w Łabiszynie i z tego powodu pozostaliśmy w górnym awanporcie śluzy Antoniewo. Oprócz utwardzonego brzegu miejsce to nie zapewnia żadnej infrastruktury turystycznej z wyjątkiem małego baru i sklepiku wakacyjnego. Jednakże dla nas najważniejsza była możliwość dojechania tam od strony lądowej, ponieważ naszych dwóch kolegów musiało wracać do rzeczywistości, jeden ze względu na złamany ząb, a drugi, który będąc ciekawym Wielkiej Pętli wygospodarował tydzień urlopu, co nie było łatwe z uwagi na fakt, że pracuje w Arabii Saudyjskiej. Następnego dnia po małych rotacjach w załogach ze względu, że kolejni koledzy dotrą dopiero w następnym dniu wyruszyliśmy w dalsze eksplorowanie Noteci Górnej mijając Łabiszyn i Barcin. Z informacji otrzymywanych z RZGW w Poznaniu wynikało, że szlak w dalszym ciągu jest niedrożny, lecz prace postępują z nadzieją na uruchomienie w przeciągu 2-3 dni. Wynikowo podjęliśmy decyzję o dopłynięciu do przystani jachtowej YACHT KLUBU POLSKIEGO INOWROCŁAW w Łącku. Po dopłynięciu tam poznaliśmy bardzo pozytywnych ludzi z Vice komandorem Mirkiem na czele, co zrekompensowało negatywne podejście i zwątpienie niektórych towarzyszy rejsu, co do dalszych możliwości płynięcia. Koledzy wodniacy nie tylko pomogli nam w uzupełnieniu zapasów i paliwa, ale w trakcie rozmów wymyśliliśmy rozwiązanie awaryjne w przypadku nie drożności szlaku. Mianowicie ustaliliśmy, że jeżeli nie będziemy mogli przepłynąć przez zblokowany odcinek Noteci, to koledzy zorganizują transport tak żebyśmy mogli przedostać się z jachtami do Kruszwicy. W pozytywnym nastroju oczekiwaliśmy przyjazdu kolejnych współtowarzyszy rejsu, co oprócz ulewy powiązało się z informacją otrzymaną z nadzoru Pakość, że udało się udrożnić szlak i możemy wodą zmierzać w stronę Kruszwicy. Ruszyliśmy, więc z nadzieją dopłynięcia do Kruszwicy i spotkania naszych przyjaciół ze Śremu, którzy tam czekali nie mogąc wypłynąć nam, naprzeciw, jak było planowane. Abstrahując od faktu, że ten odcinek źle kojarzy się nam ze względu na duże znaki zapytania ciągłości naszego rejsu, kolejnym złym skojarzeniem jest poziom czystości wody na wysokości Inowrocławia. Jednakże późnym popołudniem udało się dotrzeć do Kruszwicy a widok w oddali Mysiej Wieży był dużą nagrodą za poniesiony trud przeszkód na pokonanym odcinku. Dobiliśmy do przystani Klubu Żeglarskiego „Popiel” LOK w Kruszwicy. Poznanie Komandora Andrzeja było dużą przyjemnością a jeszcze bardziej się ucieszyliśmy, gdy się okazało, że czekając na naszych Śremskich przyjaciół możemy degustować pyszny płyn z pianą z dystrybutora w budynku tuż przy pomostach. Następnego dnia razem ze znajomymi ze Śremu postanowiliśmy zwiedzić wcześniej wspomnianą Mysią Wieżę oraz pogościć cały dzień w Kruszwicy. Płynięcie po Gople było dość łatwym etapem mając w pamięci przeszkody na Noteci. Dlatego dotarcie do Połajewa zlokalizowanego w południowej części Gopła nie sprawiło problemu i wysiłku, a znalezienie dobrego pomostu, sanitariatów i smacznej ryby w barze było bardzo miłe. Następny dzień rozpoczęliśmy od kontynuacji świętowania 40 urodzin jednego z naszych kolegów, a biorąc pod uwagę, że płynął z nami kolega Wojtek „Broda” z Wrocławia, jeden z założycieli zespołu szantowego Orkiestra Samanta, który ma gitarę i nie zawaha się jej użyć, można było stworzyć fajne wodniackie party urodzinowe. W tym dniu pożegnaliśmy jezioro Gopło pokonując śluzy Koszewo i Gawrony całkowicie zautomatyzowane po rewitalizacji, wpływając na wody Jeziora Ślesińskiego. Zastanawialiśmy się gdzie się zatrzymać, w samym Ślesinie jest nowa marina, w której nie było wolnych miejsc, więc woleliśmy popłynąć dalej i przycumowaliśmy do brzegu przy hotelu Mikorzyn. Pomimo braku jakiejś super infrastruktury dla wodniaków, były sanitariaty, prysznice i restauracja hotelowa. Po spędzonej nocy na wodach Jeziora Ślesińskiego wyruszyliśmy w stronę kominów elektrowni Pątnów. Pozostały nam w tym dniu do pokonania ostatnie dwie śluzy WPW i w końcu po przejściu śluzy w Morzysławiu znaleźliśmy się na rzece Warta. Pomimo wielu opinii o bardzo niskim stanie wody na wysokości Konina udało nam się pokonać ten etap przy wytężonej koncentracji nie uszkadzając ani łodzi ani śrub napędowych. Po południu dotarliśmy do jednej z pierwszych prywatnych marin na rzece Warcie w Lądzie. Marina położona bardzo malowniczo, zapewniająca obsługę wodniaków, jedynym problemem było bardzo duże prze płycenie przy wejściu do basenu portowego, z którym sobie poradziliśmy wpływając na fali rozpędu. Tawerna w marinie pozwala mile spędzić czas na lądzie w Lądzie. Po równie uciążliwym wypłynięciu przez płyciznę z basenu portowego ruszyliśmy dalej mocno koncentrując się na czytaniu wody w poszukiwaniu płycizn. Przez cały rejs korzystaliśmy w komunikacji między jachtami z nadajników UKF, co było szczególnie przydatne w przekazywaniu informacji o płyciznach w rzece. Po minięciu Pyzdr oraz nowej Mariny Czarny Bocian w Nowym Mieście nad Wartą dopłynęliśmy późnym popołudniem do Mariny Wodniaków w Śremie. Zgodnie z podejrzeniem koledzy ze Śremu godnie przygotowali przywitanie. Oni w swoim wigwamie przygotowali przyjęcie powitalne, a my z wcześniej wspomnianym Wojtkiem przygotowaliśmy program artystyczny tworząc super biesiadę. Dla niektórych jachtów i osób Śrem był miejscem zakończenia rejsu i odtransportowania sprzętu do portów bazowych. Natomiast część kolegów chcąc pokonać całą Wielką Pętlę Wielkopolski wyruszyło Wartą do mariny w Czerwonaku mijając Poznań, a następnego dnia zakończyli rejs w Chorzępowie zamykając pętlę. Podsumowując rejs po Wielkiej Pętli Wielkopolski trzeba niewątpliwie stwierdzić, że nie jest to szlak super oblegany. Natomiast jest to na pewno Wielka Pętla skupiająca wokół siebie wielu pozytywnych, przyjaznych ludzi, i to, czego nie otrzymamy od infrastruktury i uwarunkowań Pętli oni rekompensują wielokrotnie. Najbardziej pozytywne jest to, że w czasie kiedy jachty już są przygotowane do przerwy zimowej, dociera do nas informacja przypominająca smak tej wyprawy w postaci przyznania przez kapitułę Złotej Omegi przy WOZŻ tytułu: „Śródlądowy Rejs Roku”. Niewątpliwie to jest coś, co motywuje do organizacji takich wypraw i rozpoczęcia rozmyślań gdzie płynąć w przyszłym sezonie.